O mojej kuchni


i trochę o mnie :)
Mam na imię Sylwia, od 2012 roku mieszkam na wsi w Toskanii, w Chianti, razem z moją córeczką, jej Tatą i naszym psem.
Zawsze lubiłam gotować, ale teraz sprawia mi to naprawdę dużą przyjemność.
Mam tutaj takie bogactwo nowych nieznanych mi wcześniej produktów, warzyw, ryb i owoców morza! Na początku, gdy szłam na targ, czułam się trochę jak Alicja w krainie czarów! Góry zieleniny, którą widziałam po raz pierwszy i nie miałam pojęcia, co to jest i jak smakuje. A były to cardi, cime di rapa, różnego rodzaju cykorie (inny rodzaj niż te w Polsce), bietole, cavolo nero, różne gatunki radicchio i karczochów czy dziwne długie fasole (fagiolini serpenti).
Poza tym ogromny wybór serów pecorino (świeże, sezonowane, z truflami, w liściach winogron, z groty, w słomie, itd.), ricotty krowie, owcze, kozie, mieszane, świeże mozzarelle w różnych kształtach, a także inne sery, których wcześniej nie znałam jak provolone, scamorza, stracchino, fontina (te już nie tylko toskańskie).

Zaczęłam więc próbować i eksperymentować. Najpierw nieśmiało (nie wiedziałam co to jest i co z tym można robić), potem coraz odważniej. Dzięki temu poznałam różne produkty, które teraz uwielbiam, m.in. kaszę farro i czarne spaghetti (barwione atramentem mątwy). Regularnie kupuję fenkuły, karczochy, kwiaty cukini. Doceniłam smak dobrego tuńczyka ze słoika. I oczywiście poznałam wiele nowych ryb i owoców morza. To co innego jeść je podczas wakacji w restauracji, a co innego przygotować samemu w domu, wypróbowując różne przepisy. 

Zaczęłam kupować książki i gazetki kulinarne, oglądać programy w TV, czytać włoskie blogi o jedzeniu, podpytywać znajomych Włochów o różne potrawy i o przepisy. Zresztą - o to akurat nietrudno: jeszcze nie zdarzyło się, żebyśmy spotkali się z Włochami i nie rozmawiali o jedzeniu! Włosi o jedzeniu rozmawiają zawsze, to chyba dla nich temat numer 1! (poza polityką, oczywiście)

Zaczęłam się też interesować kuchnią toskańską - czytam coraz więcej na ten temat, poznaję historię potraw, wypróbowuję przepisy i... powoli staję się ekspertką ;)

...i o blogu
blog założyłam z myślą o moich znajomych, z którymi chciałam dzielić się na odległość moimi starymi i nowymi przepisami.
Wszystkie potrawy, które tu opisuję, wykonałam sama i sama także robiłam zdjęcia.
Tak więc jest to prawdziwy blog, z prawdziwymi zdjęciami potraw, tak jak wyglądają po przyrządzeniu. Często nie mogę poświęcić nawet kilku minut na robienie sesji potrawie, bo po prostu... stygnie i chcemy ją zjeść! Fotka, fotka i jemy... I zdjęcia są, jakie są - mam nadzieję, że jednak apetyczne :) Ale dania - zapewniam Was - są pyszne!

Czyli cóż, chcąc czy nie, gotowanie toskańskie staje się moją nową pasją!
Zapraszam bardzo serdecznie do Toskanii, do odwiedzenia nas w naszym toskańskim domu - może kiedyś razem pogotujemy?
I, oczywiście, zapraszam do wypróbowywania zamieszczonych na blogu przepisów!


Pozdrawiam!


... a teraz jeszcze o kuchni i gotowaniu

Po pierwsze - ja i cała moja rodzina nie jemy mięsa. Jemy za to - w dużych ilościach i prawie codziennie - ryby i owoce morza, więc wegetarianami  nie jesteśmy...
Moja kuchnia oparta jest na świeżych, kupowanych na targu warzywach (jak tylko mogę szukam takich stoisk gdzie jest napisane "produzione propria", czyli własna produkcja), na lokalnych rybach i owocach morza oraz na zbożach. Nigdy nie kupuję gotowych dań, ale kupuje dobre półprodukty (w miarę możliwości ekologiczne).
W supermarkecie COOP kupuję ekologiczne produkty marki Vivi Verde (czyli Żyj Zielono) - jogurty, masło, jaja, mleko, mąkę, ryż, itp. Warzywa i orzechy również Vivi Verde lub Fair Trade (czyli sprawiedliwy handel).
Na zdjęciu tylko niektóre z produktów, z ostatnich zakupów 


Warzywa i jaja kupuję także w gospodarstwie nieopodal - gospodyni przy nas zrywa z krzaczków bakłażany, pomidory, cukinie i wybiera jaj od kur.
Przed naszym domem rosną na drzewkach cytryny, na krzaczkach rozmaryn i szałwia, a laur to nawet nie krzew, a całkiem dorodne drzewo! W doniczkach mam pozostałe zioła, w sezonie sadzę w ziemi. Mamy też swoje ogrodowe jabłka, gruszki, granaty, figi, nespole, kaki... I, oczywiście, winogrona w winnicy, tyle, że te akurat na wino, nie 'deserowe".
W zeszłym roku założyliśmy ogródek - mieliśmy pomidory, bakłażany, cukinie, ogórki, cebulę, truskawki i sałatę. W tym roku niestety nie - latem ogródek trzeba podlewać codziennie, my wyjeżdżaliśmy na długo, a nie mamy tutaj sąsiadów, których moglibyśmy prosić o pomoc (w tym sensie, że najbliżsi sąsiedzi mieszkają ponad 400 m dalej, trudno kogoś prosić, aby przychodził codziennie podlewać :) Ale jestem pewna, że w kolejnych latach będziemy się tak organizować, aby jednak mieć własny ogródek - to wspaniała sprawa, nawet, gdy trzeba walczyć ze ślimakami i innymi stworzeniami, które też mają chrapkę na twoje warzywa :)



W mojej kuchni króluje obecnie oczywiście wino i oliwa!
Wino bo, muszę przyznać, pijemy je prawie do każdego obiadu i każdej kolacji... Bardzo je lubimy, jest dla nas dopełnieniem posiłku, a że mamy tu pod dostatkiem dobrego, toskańskiego i sycylijskiego wina w dobrej cenie... Na co dzień pijemy podstawowe wino chianti (mamy takie naprawdę dobre, z pobliskiej winnicy, które kupujemy hurtowo) i białe vermentino. Od święta sięgamy po Luię, Tufesco od sąsiadów lub wina z toskańskiej Val d'Orci (także od zaprzyjaźnionych producentów).
A oliwa... - kiedyś w Polsce 5 litrów (czyli standardowa toskańska puszka :) starczało mi na ponad rok. To było straaaasznie dużo! Teraz 5 litrów starcza mi na 2-3 miesiące. Wykorzystuję ją każdego dnia, praktycznie do wszystkich potraw, jakie przygotowuję (oprócz deserów, oczywiście, choć niektóre ciasta przygotowuje się z dodatkiem oliwy). Używam wyłącznie toskańskiej oliwy EVO (czyli olio Extravergine di Oliva)), z okolicznych oliwek. Do sałatek często używam oliwy aromatyzowanej (przeze mnie), np. z dodatkiem rozmarynu, czosnku czy peperoncino. Mam też zawsze zapas oliwy truflowej, której używam zarówno do dań z truflami, jak i do sałatek, risotto czy do polewania zup.

RYBY I OWOCE MORZA
Obecnie po kilku latach w Toskanii moja kuchnia bardzo ewaluowała - oprócz znacznie większego zużycia wina i oliwy, na stałe zagościły w niej ryby i owoce morza. W supermarkecie w Certaldo mamy codziennie ogromny wybór świeżych ryb z wybrzeża Toskanii i z Morza Śródziemnego. Panie na dziale rybnym zawsze doradzają, które ryby są tego dnia najlepsze, oczyszczają je, filetują, kroją na carpaccio - cokolwiek się zażyczy. Bardzo często jemy mule i małże, kalmary, krewetki, ośmiornice, dorady, miecznika, labraksa czy solę (wszystkie świeże, nie mrożone). Kupuję prawie wyłącznie ryby i owoce morza łowione, nie hodowlane, zwracam uwagę na sezonowość i kieruję się metoda połowu (i ew. zamrażania)- te wszystkie dane są dostępne przy opisie każdej ryby.

WARZYWA I ZBOŻA
Wprowadziłam na stałe warzywa, których wcześniej nie znałam lub prawie nie używałam - karczochy, seler naciowy, fenkuły. Bardzo często przyrządzam także dania z cukinią czy bakłażanem.
Nie ma tu natomiast selera korzeniowego (czasem można go znaleźć w większych sklepach w dziale "warzywa egzotyczne", sprowadzany z Holandii) ani korzenia pietruszki (nigdy nie widziałam, znajomi Włosi o nim nie słyszeli). Rzadko też można dostać surowe buraki (sprzedawane są obrane i ugotowane), a botwinki nie widziałam nigdy. Za to można kupić czerwoną cebulę dymkę. Albo na wiosnę młode czosnki i pory.
Jemy także sporo zbóż - poza ryżem (risotto, oczywiście) również kasze farro i orzo, oraz dość popularny tutaj kuskus.

MIĘSO
Ja nie jem od prawie 20 lat, nasze dziecko od siódmego roku żucia, a Janek- po wysłuchaniu argumentów :) przeszedł na naszą stronę i też już od kilku lat nie je mięsa. Jak sam mówi - nie ma ochoty na mięso. Ja wcześniej sama nie jadłam, ale przyrządzam mięso dla rodziny i znajomych, za to moje dziecko jadło głównie parówki i kotlety z piersi kurczaka, a dla Janka przygotowywałam czasem gulasze czy steki (a nawet jak nie dostawał mięsa w domu, zamawiał zawsze w restauracjach). Obecnie mieszkamy w domu na wsi, gdzie wokół są tereny łowieckie. Od połowy września zaczynają się polowania na dziki, sarny, zające, bażanty... Prawie codziennie (oprócz wtorków i piątków, gdy jest to zakazane) słyszymy wystrzały, widzimy myśliwych z bronią, a na podwórko wbiegają nam zbłąkane psy myśliwskie - to bardzo nieprzyjemne i jest to chyba jedyna wada mieszkania tutaj. Właśnie polowania były przyczyną tego, że nasze dziecko przestało jeść mięso. Tak po prostu. Zobaczyła myśliwego z bronią, wcześniej widziała sarenki przebiegające niedaleko domu i powiązała fakty. Pewnego dnia powiedziała, że ona kocha zwierzęta i nie chce ich jeść. Poprosiła o zmianę diety w szkole i mięsa już nie tknęła. 

KUCHNIA - jako pomieszczenie w domu
Kuchnia nie jest moja, dom tutaj wynajmujemy. Gotuję na wynajmowanej kuchence, piekę w wynajmowanym piekarniku i używam wynajmowanych naczyń. Na początku ciężko mi było bez tych wszystkich nowoczesnych sprzętów, które zostawiłam w Polsce (urządzenia do gotowania na parze, nowoczesnych garnków, sokowirówek, blenderów, urządzania do raclette, itp., ale już się przyzwyczaiłam. Mam tylko niezbędne minimum, staram się korzystać, z tego, co tu jest i nie gromadzić sprzętów. Mam nadzieję, że przygotowywane dania na tym nie tracą. Podstawa to jednak zawsze dobrej jakości patelnia i garnek!

Zapraszam do kontaktu sylwia@domwinaioliwy.pl
i na FB https://www.facebook.com/domwinaioliwy